Strona Główna

Ankieta randkowa

Fotorandka

Lifestyle magazyn

Zarejestruj się teraz

Odrobina nostalgii, czyli wywczasy w PRL-u

11.lipiec 2017
Odrobina nostalgii, czyli wywczasy w PRL-u

Mamy sezon wakacyjny, wielu z nas już wybrało dokąd i kiedy pojedzie. Jedni na własną rękę, inni przez biuro podróży. A kto z was jeszcze pamięta co to FWP i jak wyglądały wakacje w czasach PRL-u? Co zabierano ze sobą? Wybierz się dziś z nami na wycieczkę do nieodległej przeszłości Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

FWP i biura podróży

Czasy PRL-u mają swoich przeciwników i zwolenników, jednak niezależnie od tego jakie kto ma poglądy, każdy musi przyznać, że wakacje potrafiono zorganizować. Kiedy skończyła się II wojna światowa ludzie zapragnęli powrotu do normalnego życia. Dlatego też turystyka przeżyła w latach 1946-1947 swoje odrodzenie, wtedy też powołano Fundusz Wczasów Pracowniczych. Młodsi użytkownicy naszego portalu z pewnością zapytają – co to jest? Otóż było to przedsiębiorstwo turystyczne, które umożliwiało obywatelom PRL-u zkup wczasów oraz pobytów w ośrodkach wypoczynkowych. Brzmi fajnie, prawda? Tylko, że aby móc wybrać się na urlop nie wystarczyła zwykła chęć i uregulowanie płatności, konieczne było też skierowanie udzielane przez związki zawodowe i rady zakładowe. Udzielenie skierowania mogło być uzależnione od przynależności partyjnej, oceny zakładu pracy, braku historii „opozycyjnej” oraz wolnych miejsc. Oczywiście najlepsze lokalizacje były zarezerwowane dla urzędników państwowych, działaczy partyjnych i przodowników.

Strach przed nieznanym

Co do samego wypoczynku, ten w założeniach miał mieć formę zorganizowaną. Grupą docelową byli przede wszystkim robotnicy a jak łatwo się domyślić większość z nich do tej pory jeździła co najwyżej do rodziny na wieś. Bywali i tacy, którzy gór i morza nie widzieli nawet w książkach. Wyobrażali sobie zatem góry jako wielką kupę ziemi lub piasku sięgającą aż do chmur, a morze jako trochę większe jezioro.

wczasy PRL

W 1952 roku wczasy pracownicze oficjalnie stały się fundamentem ustroju. W konstytucji znalazł się wpis głoszący, że obywatele Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej mają prawo do wypoczynku a organizacja wczasów, rozwój turystyki, uzdrowisk itp. stwarzają możliwość zdrowego i kulturalnego wypoczynku dla coraz szerszych rzesz ludu pracującego miast i wsi. Dla zwykłych „szarych” obywateli urlop i związany z nim wyjazd był jednak jedną wielką niewiadomą. Nie trudno się więc dziwić, że do swojego „wakacyjnego przywileju” podchodzili z pewnym uprzedzeniem. Nie wiedzieli czego oczekiwać po przyjeździe, ani od samego miejsca, ośrodka, czy jedzenia. Pomiędzy pracownikami szerzyły się różne plotki, między innymi, że ten, kto nie pojedzie na urlop, temu już go nigdy nie przyznają, albo, że zostanie wstrzymana jego wypłata. Bywało nawet tak, że pracownicy fabryk wybierali spośród siebie jednego delegata, który wyjeżdżał na takie wczasy, aby mógł osobiście sprawdzić na czym to polega i zdać pozostałym relacje. Kiedy taki delegat wrócił cały i zdrowy zaczynali zgłaszać się kolejni chętni na turnusy. Pierwsze dni były dla urlopowiczów ciężkie, często ani nie wychodzili z pokojów, odsypiając zmęczenie po podróży. Później wcale nie było łatwiej, lęk budziła w nich nowa rzeczywistość znajdująca się poza domem wczasowym. Bali się jak zostaną przyjęci przez miejscowych, wstydzili się też swojego wykrztałcenia i statusu społecznego.

Z czasem powstały biura podróży, takie jak np. Orbis. Do 1956 roku ich działalność ograniczała się co prawda tylko do organizacji spotkań pracowniczych, przejazdów robotników i zajazdów młodzieży, ale już po odwilży październikowej zaczęto organizować również wyjazdy zagraniczne.

Kaowcy

Aby uczestnikom zorganizowanych turnusów się nie nudziło, każde biuro podróży zatrudniało tzw. kaowca, którego zdaniem była organizacja czasu wolnego. Odpowiadał za wymyślanie gier społecznościowych, konkursów, bali i wycieczek. Celem była nie tylko zabawa, ale też zintegrowanie grupy i zademonstrowanie uczestnikom jak powinien wyglądać prawdziwy odpoczynek. Po co to wszystko? W ośrodkach wypoczynkowych spotykali się ludzie z różnych warstw społecznych, zatem aby uniknąć ewentulnych sporów należało ich w jakiś sposób do siebie przekonać.

Kaowiec

Chałupy welcome to

Największym powodzeniem oczywiście cieszyło się całe wybrzeże Morza Bałtyckiego, gdzie w lecie zjeżdżały się całe tabuny ludzi. Najbardziej obleganym miastem był Sopot, w którym podczas Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Operze Leśnej można było posłuchać zachodniej muzyki. Grand Hotel był ulubionym miejscem pobytu tych najbogatszych, reszta musiała zadowolić się zakładowymi ośrodkami wczasowymi. W innych nadmorskich miastach także nie mogło zabraknąć atrakcji, na przykład w Kołobrzegu organizowano Festiwal Piosenki Żołnierskiej. Nie możemy też zapomnieć o Chałupach i znajdującej się tam plaży nudystów, którą rozsławił w jednej ze swoich piosenek niedawno zmarły Zbigniew Wodecki.

wczasy w PRL-u

W tyle nie pozostawały ani Mazury, a jak Mazury to koniecznie Mikołajki. Rządowe elity zaś pokochały ośrodek wypoczynkowy „Kormoran” w Łańsku. Nie tylko w lecie, ale i zimie można było tam spotkać takie osobistości jak: Bierut, Cyrankiewicz, Gierek czy Gomułka. Odpoczynek tylko dla wybranych zapewniały ośrodki w Juracie, Karpaczu, Szklarskiej Porębie, Zakopanem i Jastrzębiej Górze.

Nie zapomniano również o starszych obywatelach. Oni chętniej wybierali się na wczasy regeneracyjne do sanatoriów. Największym powodzeniem w tej dziedzinie cieszył się Ciechocinek.

Pierwsze kroki za granicami

Mało kto mógł sobie pozwolić na wyjazdy za granicę, co jednak nie oznacza, że nie zdarzało się to w ogóle. Mekką polskich turystów w czasach PRL-u był Balaton, czyli tzw. Jezioro Błotne znajdujące się w północno-zachodnich Węgrzech, w odległości około 80km od Budapesztu. Jest to największe jezioro w Europie Środkowej, być może dlatego często bywa nazywane „węgierskim morzem”. Inne zagraniczne kurorty, które królowały w tamtych czasach to: Słoneczny Brzeg, Złote Piaski, Krym oraz Jałta.

Niezbędnik wczasowicza

Na koniec wymienimy jeszcze kilka najważniejszych przedmiotów, które każdy prawdziwy wczasowicz z czasów PRL-u musiał mieć w swoim wyposażeniu.

  • namiot – dziś możemy go z łatwością schować do plecaka, te z czasów PRL były o wiele cięższe i większe, bowiem składały się z solidnych stelaży ze sporymi rurami, grubymi płachtami i zapasu aluminiowych śledzi
  • przenośne radio – ustawione niezmiennie na „Lato z radiem”
  • luneta lub lornetka – oczywiście wyłącznie do podziwiania przyrody a nie opalających się na plażach pań
  • gitara – idealna na wieczór pod gwiazdami

Jak widać nie było lekko, ale niektórym wciąż kręci się łezka w oku na samo wspomnienie tych czasów. Dziś wakacje wyglądają trochę inaczej. Pamiętaj jednak, że nie ważne gdzie, ważne z kim. Jeżeli zatem jeszcze nie masz nikogo z kim mógłbyś pojechać na wczasy, zarejestruj się na naszym portalu randkowym i znajdź swoją drugą połówkę!

[nk]

Źródło:

http://www.newsweek.pl

http://www.entertheroom.pl

Udostępnij ten artykuł na: