RECENZJA: Stockholm Stories (Opowieści ze Stockholmu)
Akcja filmu toczy się jak nazwa na to wskazuje, w głównej Szweckiej metropolii. Wśród pięciorga bohaterów jest pracoholiczka Jessica tęskniąca za rodziną; Anna, biseksualna exkochanka sekretarza, która po rozstaniu próbuje poukładać swoje życie; Daglas, żyjący z despotycznym ojciem, nie mogąć się od niego uwolnić; Thomas, asystent już wspomnianego sekretarza, który tak samo jak pierwszy bogater cierpi z powodu braku więzi społecznych oraz pisarz Johan, ciągle zyjący w cieniu sławnego ojca.
Cechy bohaterów, niezależnie od tego czy chodzi o obsceniczne zachowanie, skłonności do pracoholizmu czy też ojców tyranów, mają jedną wspólną ceche – obsesja na punkcie pracy, to właśnie dzięki tej obsesji, życie przebiega im między palcami. Kolejną wspólną cechą wszystkich bohaterów to skłonności do prześladowania, każda z postaci kogoś szpieguje. Żaden z bohaterów nie zachowuje się „normalnie”, każde z nich szuka swojego miejsca. Żadna z postaci nie jest sympatyczna, aż do tego stopnia, że widź może się zastanawiać po co którejkolwiek postaci filmu kibicować. Jako najbardziej interesujące wydaje się mi zachowanie pisarza, który próbuje naśladować kolegę – zachowanie, która sprawia, że samotni czują się zażenowani.
Niekiedy historie bohaterów będą się wzajemnie przeplatać. Takim momentem będzie według autora awaria prądu elektrycznego, która zmieni życie wszystkich bohaterów filmu. Nie wszystkie pomysły użyte w filmie odnoszą takie skutki jakie zamierzał autor, co jest głównym problemem całego filmu. Zachowania bohaterów są szablonowe.
Głównym atutem filmu są aktorzy sami w sobie, główni bohaterowie, szare i przemysłowe miasto Sztokholm. Niektóre sceny z filmu rozśmieszają jak np. scena z bombą, a morał filmu jest taki, że każdy może się zmienić jeśli tylko tego zechce. Film jest taki jak wizyta do skandynawskiej metropolii, sama w sobie nie przebije Rzymu czy Paryża, ale zrobi dobre wrażenie.
7/10
[mih]