Recenzja: Planeta Singli 2
Planeta Singli była hitem kinowym 2016 roku, mogliśmy zatem spodziewać się powstania kolejnej części. Zazwyczaj jednak kontynuacje wielkich hitów okazują się być porażką. Czy również w tym przypadku ta zasada się sprawdziła?
Typowy schemat
Zakochani Ania (Agnieszka Więdłocha) i Tomek (Maciej Stuhr) to typowa para, wycięta rodem z komedii romantycznej. Każde z nich jest z zupełnie innej bajki, mają odmiene charaktery i plany, a mimo to połączyło ich uczucie. Tylko, czy „żyli długo i szczęśliwie” na pewno dotyczy również tej dwójki? Jak się okazuje... NIE! Prędzej, czy później różnice w charakterze i przede wszystkim – w poglądzie na temat przyszłości związku – zaczynają wypływać na powierzchnię. Pojawiają się coraz częstsze kłótnie, ciche dni, aż w końcu dochodzi do zerwania. Tak właśnie było w przypadku naszych romantycznych bohaterów. Los jednak postanowił dać im jeszcze jedną szansę na zbliżenie, ponieważ choć bardzo chcieli już nigdy w życiu się nie spotkać, zostali zmuszeni przez Marcela (Piotr Głowacki) do wspólnego zagrania w programie wililijnym na żywo. Mało tego! Muszą przed wszystkimi udawać, że do żadnego rozstania nie doszło! To naprawdę nie lada gratka dla skłóconej pary głównych bohaterów. Dodatkowo na horyzoncie pojawiają się piosenkarka Beata (Iza Miko) oraz milioner Aleksander (Kamil Kula).
Recenzja
Powiedzmy sobie szczerze: po pierwszej części Planety Singli poprzeczka była ustawiona bardzo wysoko. Dlatego właśnie, wybierając się do kina miałam chyba zbyt wygórowane wymagania, ponieważ wychodząc odczuwałam lekką konsternację. Oczekiwałam premiery tego filmu z niecierpliwością i wybierając się na niego liczyłam na komedię, która rozbawi i wzruszy mnie tak samo jak zrobiła to pierwsza Planeta Singli. Tym razem jednak więcej tu było wzruszeń, niż śmiechu. Reżyser Sam Akina stanął na wysokości zadania, ale mimo wszystko nie udało mu się dorównać do poziomu pierwszej części. Osobiście uważam, że film miał o wiele większe możliwości, które niestety nie zostały wykorzystane. Motyw z zakochanym w Ani Aleksanrze byłby o wiele ciekawszy (i śmieszniejszy), gdyby pomiędzy panami doszło do jakieś rywalizacji, tymczasem wszystko zostało potraktowane, mówiąc kolokwialnie, „po macoszemu”. Postać polskiego Steva Jobsa jest mało wyraźna, przez co nie da się go ani lepiej poznać, ani polubić. Zaś aplikacja z algorytmem i bogaty rywal głównego bohatera od razu nasunęły mi na myśl inny film, mianowicie trzecią część filmu o Bridget Jones. Tam jednak zostało to o wiele lepiej zaprezentowane i to do tego stopnia, że do ostatniej chwili nikt nie może mieć pewności kogo tak naprawdę wybierze główna bohaterka. W Planecie Singli 2 sprawa wydaje się być z góry przesądzona. Najbarwniejszymi postaciami z całego filmu byli zdecydowanie Ola (Weronika Książkiewicz) i Bogdan (Tomasz Karolak), którzy spodziewają się dziecka. To przy oglądaniu ich perypetii można liczyć na największą dawkę dobrego humoru. Wielkie brawa należą się również Bartoszowi Porczykowi, który naprawdę zabłysnął i od razu zyskał sympatię widzów, choć grał zaledwie rolę drugoplanową – jogina Panira.
Podsumowywując, film wart jest obejrzenia, wprowadza do naszych serc przyjemną świąteczną atmosferę. Mam jednak wrażenie, że jest on takim przedsmakiem tego, co czeka nas w lutym, bo nie jest przecież żadną tajemnicą, że powstała już trzecia część Planety Singli i że jej premiera będzie miała miejscie własnie na początku roku. Najprawdopodobniej to właśnie trójka znów skradnie nasze serca i rozbawi do łez. Teraz wszak nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić wam Planetę Singli 2, która jest uroczym przedświątecznym filmem. Nie spodziewajcie się salw śmiechu, tak jak zrobiłam to ja (wielki błąd!), lecz pozwólcie się porwać pięknej historii, momentami wprawiającej człowieka w zadumę.
Polecam!
Moja ocena: 7/10
[nk]
Źródła zdjęć: